Hej wszystkim. Postanowiłam napisać o sobie. Taki samolubny post opowiadający o tym, jak zostałam włosomaniaczką ( o ceromaniaczce będzie post osobny). Jednakże i w tym poście będzie można zaobserwować zmiany i w moim wyglądzie, gdyż aby post był wiarygodny nie będę usuwała twarzy ze swoich zdjęć :) A będzie ich trochę więc radzę się przygotować, wziąć popcorn i rozsiąść się wygodnie..albo położyć bo post będzie nieco długi. Co komu wygodniej. Tak więc od początku..niszczenia.
Oto ja i moje naturalne kłaki jakieś 4-5 lat temu.
Moje naturalne włosy były faliste i brązowe, chłodnego odcienia. Lubiłam eksperymentować z kolorami już od czasów liceum kiedy to z dnia na dzień ścięłam moje włosy sięgające talii do długości za brodę. Ah te czasy, kiedy uwolniło się spod wpływów mamy, która zawsze nakazywała mi mieć długie włosy ;) Włosy myte zwykłym szamponem, jakaś drogeryjna maska bez ładu i składu (dosłownie), farbowanie dosłownie co miesiąć na inny kolor.. Ale kłaki jakoś się trzymały, jednak miałam ciągle problem z puszeniem się i łamaniem. Nigdy nie wsłuchiwałam się wcześniej w moje włosowe potrzeby więc z puszeniem czy bad hair day radziłam sobie związując włosy.
Tu widać jak się kręciły.
Mając już wszystkie możliwe fryzury i prawie wszystkie kolory na głowie zamarzył mi się kolor blond(!). W dodatku nie byle jaki. Postanowiłam włosy rozjaśnić do koloru białego (Matko Bosko Kochano). Włosy miałam już długości do połowy pleców więc trzeba było sporo rozjaśniaczy nałożyć..więc w gwoli postanowienia pobiegłam do drogerii po najtańsze rozjaśniacze, 3 sztuki na jedno rozjaśnianie a rozjaśniałam moje włosy 5 razy pod rząd! Oczywiście przy zerowej pielęgnacji..Rozjaśnianie zajęło mi cały dzień, ale na sylwestra byłam gotowa.
Co za naburmuszona mina. No cóż..
Po tych wszystkich farbowaniach otrzymałam bardzo jasny, złoty blond i zakochałam się w nim. Co się dziwić, wreszcie marzenie o blond włosach się spełniło. Jednak przez rozjaśnianie włosy dosłownie wykruszyły się do widocznej powyżej długości.. Jednak wtedy było mi to obojętne. Tak więc hasałam sobie z blond włosami czując się jak aniołek jednak po paru dniach dalszego wykruszania się moje włosy się przerzedziły i skracały.. Kolor włosów zaczął z czasem strasznie żółknąć więc nadal je katowałam farbą na długości, również wtedy, gdy rozjaśniałam same odrosty (po kilka razy).
Został mi smętny warkoczyk..Pozostałość moich włosów.
Co najzabawniejsze o ironio, ja nie miałam dosyć rozjaśniania, bo moje włosy nie były białe! Taki kolor zapragnęłam i postanowi,łam znów mocno włosy rozjaśnić. Moja pielęgnacja to nadal tylko drogeryjny szampon i jakaś tam odżywka. Włosy już wtedy były w stanie masakrycznym, sztywne i kruszące się niemiłosiernie. Do tego strasznie matowe.. Ale co tam, byle do białości!
I otrzymałam białe włosy (gratisowy kolczyk w brodzie, no bo kto bogatemu zabroni?)
Dodatkowym bonusem było całkowite zniszczenie włosów, które stając się ciągłe niczym wata nadały się tylko do ścięcia. Tak wiec..podcięłam je. Tutaj można zobaczyć, jak wyglądały. Pokruszone, sztywne niczym druty i niemożliwe do rozczesania:
Tak, lubię sobie po pozować i bawić się wyglądem. Artystycznie miało być. Ale te włosy..
Pochodziłam sobie trochę nimi parę miesięcy a potem.. doszłam do wniosku, że moje włosy wyglądają masakrycznie i mialam zwyczajnie dość.. Poszłam do fryzjera z decyzją - na chłopczycę. Fryzjerka strasznie narzekała na moje ciągnące się włosy a ja słuchałam jak to trzeba te włosy było ściąć. Po wyjściu od fryzjera poczułam ulgę. Jednak włosy nadal były zniszczone bo wiadomo, skoro nie opitoliłam się na łyso to coś zniszczonego na głowie zostało. Dodatkowo pofarbowałam je na brązowo, by dać im odpocząć, ale brąz spłukiwał się do rudości więc farbowałam dalej, by kolor podtrzymać.
Eh te worki pod oczami i straszne brwi.no ale to się później zmieniło, kiedy zaczęłam być ceromaniaczką i ogólnie zakochana w koreańskim stylu dbania o urodę.
Wtedy nastąpił przełom. Pewnego dnia, gdy znów odwiedził mnie mój facet, dla zabawy założyłam perukę z długich falowanych włosów. Gdy zobaczył mnie w niej kategorycznie powiedział, że mam zapuszczać, bo wyglądam rewelacyjnie (nigdy w tak długich i bez grzywki mnie wcześniej nie widział). Widząc jego rozanielone spojrzenie postanowiłam działać! Usiadłam później do kompa i wertowałam wszystkie internety w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: jak zapuścić włosy? Na początku trafiłam na pewien blog, który każda szanująca się włosomaniaczka zna i przeczytałam rozdział o przyśpieszaniu wzrostu. Ale wtedy pojawiło sie kolejne pytanie, wzrost wzrostem ale skoro włosy się kruszą to efekty będą marne. Trzeba więc równocześnie porządnie zadbać o włosy! No ale..ja byłam w tym zielona. Więc czytałam i jeszcze raz czytałam..potem znów czytałam i zaczęłam testować na sobie. Testowanie to tak naprawdę jedyny sposób by poznać, co naszym włosom służy a czego lepiej jest unikać. Pierwszym krokiem było zafarbowanie włosów henną na ciemny kolor by przez jakiś czas włosy odpoczęły. Padło na hennę Khadi a dlaczego henna? Indyjskie kobiety od wieków używały henny do farbowania, gdyż po niej włosy stają się lśniące i grube, odżywione i nie są niszczone farbowaniem przy użyciu henny, które to można powtarzać ile się chce. Następnym krokiem było zakupienie nowych kosmetyków najlepiej tych polecanych przez włosomaniaczki. Pierwszymi był łagodny szampon do włosów Babydream, odżywka Alterra Aloes i Granat a wszystko to z dobrym składem i tanie z Rossmanna. Dodatkowo zakupiłam odżywkę bez spłukiwania Naturia Miód i Cytryna. Do olejowania zakupiłam olejek Vatika Dabur ze słodkich migdałów wzbogacony innymi olejkami, bo czytałam, że ma wspaniały skutek na włosy jeśli się dobrze olej dobierze. No i oczywiście coś, co przyśpieszy porost moich włosów i tutaj padło na (cudowną) wcierkę Jantar firmy Farmona oraz olej rycynowy.
Mój włosowy rytuał wyglądał mniej więcej tak:
- Mycie włosów szamponem Babydream;
- Odżywka d/s Alterra i trzymanie jej przez cały czas brania prysznica;
- Odżywka b/s Joanna Naturia
- Wieczorne wcieranie Jantar oraz rycyny w skórę głowy, nakładanie oleju Vatika na całe włosy na noc i rano znów mycie etc.
- Od czasu do czasu mniej więcej raz na tydzien gotowałam siemię lniane i taki ugotowany glutek nakładałam na długość włosów i wcierałam w skórę głowy.
Po około 4 miesiacach intensywnej pielęgnacji podczas których testowałam wiele produktów na głowie moje włosy zaczęły żyć a ich przyrost mnie bardzo cieszył:
Ceromaniactwo zaczęło tu być moją drugą pasją, co widać po cerze bez żadnego podkładu.
Włosy wreszcie zaczęły błyszczeć, stały z czasem miękkie, nie puszyły się już. Myślę, że w dużej mierze to zasługa siemienia i olejowania włosów. W miarę upływu czasu stosowałam coraz więcej produktów o których szerzej napiszę w innym poście. Wsłosy zaczęły się jakby regenerować? Wiem, że trzeba podcinać końcówki bo zniszczone nigdy się nie zregenerują, ale ja nie podcinałam włosów a one robiły się coraz zdrowsze i dłuższe. Po kolejnych miesiącach pracy nad włosami:
Sztuczne światło ale myślę, że widać różnicę.
Coraz więcej produktów najlepiej dobranych do moich włosów. Moje włosy obecnie wyglądają tak:
Światło dzienne.
Całe mnóstwo "babyhair". Moje włosy znów lubią falować.
Niestety nie mam zdjęcia z tyłu robionego, bo zwyczajnie trudno mi takie zrobić. Świadoma pielęgnacja trwa już jakieś półtora roku, w tym czasie tylko raz podcięłam włosy o około 5 cm a moje włosy sięgają łopatek. Nie są mega długie czy gęste niczym w fotoszopowanych reklamach, ale chcę tu pokazać coś ważnego. Z wielu problemów włosowych można wyjść poprzez odpowiednio dobraną pielęgnację i przede wszystkim systematyczność. Systematyczność i upór pomógł mi przejść chwile, kiedy myślałam, że to wszystko nie ma sensu (tak, każda tak miewa). No i oczywiście moja druga połowa mnie dopinguje :)
Kosmetyki jakie stosowałam w tym czasie:
- szampon Babydream
- mocniejszy szampon Isana Urea dla włosów suchych (mój hit)
- wcierki Jantar, olejek rycynowy czy olej Khadi do skóry głowy z ziołami
- odżywki jak Alterra Aloes i Granat, Garnier Avokado & Karite. Nivea Long Repair, Garnier Goodbye Damage
- arganowa maska La Luxe Paris (kolejny hit)
- odżywka bez spłukiwania Naturia Miód i Cytryna
- glutek z siemienia lnianego, wszelkiego rodzaju kombinacje masek z odżywkami (sama sobie wzbogacam maski)
- oleje jak Khadi Vatika Dabur, Loton olej z orzechów Makadamia (świetny)
- zabezpieczam końcówki włosów silikonowym serum Marion Olejki Orientalne z różą i migdałami (świetnie zabezpiecza i do tego ten zapach mm..)
Teraz ograniczyłam pielęgnację do 3-4 produktów. Niestety nadal popełniam włosowe grzeszki typu farbowanie raz na 2 miesiące czarną farbą. Odrosty mi nie przeszkadzają bo bez przesady ale każdy kto włosy farbuje z czasem je ma więc bez spiny;) Czasem brak mi systematyczności w stosowaniu wcierki czy oleju na długość.
Po tym poście czuje się jakby lekko obnażona. Mam nadzieję, że przekazałam dość informacji które pomogą we włosowej podróży przez pielęgnację. Sama uważam, że "poczta blogowa" jest bardzo przydatna a wiele osób własnie tam szuka porad. No bo gdzie indziej? Jestem otwarta na pytania jeśli ktoś z was będzie takowe mieć:) Jestem tu dla tych, którym nie jest obojętne to, jaki wpływ mają na swój wygląd. Powodzenia i życzę wytrwałości, uciekam nałożyć maskę na kłaczyska.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz